Kiedy i dlaczego? cz.6

Tydzień przed Wielkanocą uznałem że to już czas na spowiedź. Zebrałem się na odwagę i przyszedłem kościoła. 
Pamiętam olbrzymie kolejki do konfesjonałów.
Pamiętam też walkę duchową która wówczas toczyła się we mnie, kiedy tam czekałem w kolejce z innymi.
Pokusa odejścia, obawy, stres, zdenerwowanie, ale także poczucie że robię coś bardzo ważnego.
Wiedziałem że nie mam już odwrotu, że nie chcę wracać do ciemności od której uciekałem.
Powiedziałem więc sobie “Teraz, albo nigdy” i kiedy nadszedł czas, poszedłem do konfesjonału.

Okazało się, że spowiedź po 20 latach nie była aż tak straszna :)

O samej spowiedzi nie będę tutaj pisał, ale wspomnę o dwóch ważnych dla mnie pytaniach jakie wówczas usłyszałem od Księdza.
To była łaska od Boga - wiesz o tym?
oraz
Musisz radykalnie zmienić życie - zgadzasz się na to?

Na radykalną zmianę życia się wtedy zgodziłem i zrobiłem to szczerze, bo przecież taka zmiana już się dokonywała w moim życiu.
Samo pójście do spowiedzi było przecież tego przejawem.
Chciałem zmiany życia.
Radykalnej, jeśli trzeba.

Nie wiedziałem jednak co sądzić o pierwszym pytaniu.
To pytanie mnie zmieszało.

Z jednej strony przyjąłem że moje nawrócenie to łaska (czyli niezasłużony dar od Pana Boga), ale z drugiej strony chciałem o sobie myśleć, że moje nawrócenie to moja zasługa.
Moje stare ja ciągle trzymało się myśli, że na miłość i Boże przebaczenie trzeba sobie zasłużyć. Jakoś na nie zapracować.

Może to dziwne, ale dużo wtedy o tym myślałem, nie dawało mi to spokoju.
Ile w tym wszystkim było woli i pomocy Bożej, a ile mojej woli i decyzji?
Czy to się da w ogóle rozdzielić?
Prawdę mówiąc wtedy nie wiedziałem i nadal nie wiem.
Ale byłem szczęśliwy, że wróciłem do Ojca.

A kiedy czytałem przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym, wiedziałem że jest tam napisane o mnie. To było dziwne, ale wiedziałem że Jezus mówił tam o mnie i dla mnie. 


[Jezus na lodowisku. cz.1] 

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz