Jezus na lodowisku. cz.1

Po tym jak pojednałem się z Panem Bogiem w okresie Wielkanocy 2016 wróciłem do zwyczajnego życia.
Emocje towarzyszące spowiedzi po 20 latach i uniesienie przeżywane podczas świąt opadły.
Chodziłem co niedziela na mszę. Czytałem Pismo Święte, pogłębiałem wiedzę o życiu i nauce Pana Jezusa.
Modliłem się też więcej.
Na pozór wszystko było wspaniale, ale miałem dziwne uczucie niedosytu.
Czegoś w rodzaju nieuchwytnego “to wszystko?”.

Sam nie wiem czego oczekiwałem, ale pragnąłem czegoś więcej.
Czego chciałem? większej bliskości? dotyku Boga? większej wiary?
Sam nie wiem. Po prostu czegoś więcej.
Tak minęło parę tygodni.

Pewnej niedzieli pod koniec maja albo początkiem czerwca 2016, idąc na mszę zauważyłem plakat na drzwiach kościoła “Jezus na lodowisku” i od razu poczułem wielkie pragnienie aby tam być.
Niestety od razu skojarzyłem, że będzie z tym problem, ponieważ ta impreza miała być w sobotę 11 czerwca, a ja przypomniałem sobie, że tego samego dnia miałem być przez cały dzień zajęty z powodu corocznych zawodów sportowych karate.
Te zawody odbywały się corocznie już od kilkunastu lat (startowały dzieciaki z pobliskich miejscowości) i praktycznie na każdych z nich byłem i pomagałem w obsłudze jako jeden z organizatorów zabezpieczających obsługę zawodów.
Wiedziałem, że nie mogę się z tego wymówić, bo miałem już przydzielone zadania.
Z drugiej strony czułem ogromne pragnienie aby jednak być na tym lodowisku, chociaż na chwilę.

Myślałem o tym parę dni i jedyne co wymyśliłem, to że być może uda mi się wyrwać z tych zawodów na chwilę w porze obiadowej, ale wiedziałem że będzie ciężko.
Z tą myślą postanowiłem zwrócić się Pana Boga, aby pomógł mi to wszystko pogodzić i tak po prostu, zwyczajnie powiedziałem Mu w pewnym momencie “Panie Boże pomóż mi, bo chciałbym chociaż na chwilę być na tym lodowisku”.

Termin imprezy nadchodził i mniej więcej dwa, trzy dni przed sobotą 11 czerwca zbierałem się na odwagę aby porozmawiać z główną organizatorką zawodów (że chcę na 2-3 godziny wyjść), ale zanim miałem to zrobić zadzwoniłem do mojego brata aby się dowiedzieć na którą dokładnie godzinę mam przyjść w sobotę rano.
Wtedy usłyszałem następujące słowa “A to ty nic nie słyszałeś? Te zawody zostały przesunięte o tydzień”.

To mną wstrząsnęło!
Nigdy jeszcze te zawody nie zostały przesunięte, a było ich już kilkanaście.
Czułem, że to nie jest przypadek, że to jest interwencja Pana Boga.
Czułem, że to odpowiedź na moją prośbę, ale jednocześnie nie dowierzałem w to.
Nie widziałem co o tym wszystkim myśleć, pierwszy raz w życiu spotkało mnie coś takiego. Czy to możliwe że Pan Bóg tak namacalnie wkroczył w moje życie?
To wszystko dla mnie?
Naprawdę?
Nie mogłem w to uwierzyć, nie wiedziałem co myśleć. Po prostu byłem w lekkim szoku.

W końcu nadeszła ta sobota i przyjechałem na lodowisko z samego rana.
Było jeszcze bardzo mało ludzi, ale już czuło się atmosferę obecności Ducha Świętego.
Przysiadłem na krześle z boku i niemal od razu poczułem ogromną zalewającą mnie falę wdzięczności do Pana Boga.
Płakałem z wdzięczności, ze szczęścia i radości. To trwało około pół godziny.
Poczułem się… nie wiem jak to opisać.. jakby sam Bóg się do mnie uśmiechnął i mnie wziął w ramiona.
Cały ten dzień był dla mnie jak piękny sen.
Te pieśni uwielbienia, atmosfera obecności Boga. To było coś niesamowitego.
 

Tego dnia coś się we mnie zmieniło.

[Wspólnota]

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz